wtorek, 26 lutego 2013

5. Rozdział Piąty V&D.

Mocno zaciągnęłam się papierosem a w płucach poczułam miętowy smak dymu. Siedziałam na ławce w parku ciesząc się ładną pogodą, która w Anglii była rzadkością.
Nagle zobaczyłam postać kierującą się w moją stronę,
-hej Violet,
-potrzebujesz czegoś Ash?
-muszę czegoś potrzebować żeby z Tobą porozmawiać?
-przecież mnie nie znasz, dziwne że wiesz jak mam na imię. Więc po co miałbyś ze mną rozmawiać?
-bo może zawsze mnie intrygowałaś ale bałem się tego wyznać?
-aha- rzuciłam oschle i wstałam, miałam całkiem dobry humor i nie chciałam żeby popsuły mi go jakieś głupie żarty.
-ej czekaj.. -chłopak szybko wstał i złapał mnie za rękę- nie możesz ze mną po prostu porozmawiać? Zawsze jesteś taka oschła..
-nie mamy o czym rozmawiać, tylko mnie irytujesz .
-przejdziemy się?- chłopak próbował grać na zwłokę, nie wiedziałam o co mu chodzi ale postanowiłam sprawdzić,
-poniżasz się, ale i tak nie mam co robić więc chodź.

Spacerowaliśmy wolno po parku nie odzywając się do siebie, moje myśli cały czas krążyły wokół chłopaka którego wczoraj poznałam, nie wiedziałam jak ma na imię ale czułam że nie jest taki jak każdy, że mogła bym odnaleźć z nim wspólny język.
-o kim tak myślisz?- Ash przerwał moje fantazje,
-o nikim. Zastanawiam się dlaczego się nie odzywasz skoro wcześniej byłeś taki wygadany?
-wiesz co, mam dość tego słońca, może wejdziemy do środka?
-a ja lubię słońce, trzeba korzystać skoro jest,
-to dziwne bo wcale na taką nie wyglądasz. Zawsze jesteś ubrana na czarno i masz mocny makijaż...
-to dowód na to że nic o mnie nie wiesz,
-ale się dowiem- powiedział chłopak, chociaż zabrzmiało to jakby sam sobie próbował to wmówić- no chodź.
Weszliśmy do ośrodka gdzie panował chłód i spokój. Ludzie albo szaleli w ogrodzie albo chowali się w pokojach przed chłodem, jednak ciągle nigdzie nie widziałam nieznajomego. Po chwili byliśmy już w pokoju Asha. Sama nie wiedziałam po co tu przyszliśmy, równie dobrze dalej mogłam siedzieć i w samotności kąpać się w promieniach słońca ale może towarzystwo dobrze mi zrobi. Usiadłam na łóżku i objęłam kolana lekko chowając na nimi twarz, chłopak usiadł obok mnie i cały czas mi się przyglądał.
-dawno nie ćpałaś, a ja mam coś dla Ciebie- powiedział i wyjął z kieszeni małe pudełeczko, mimo że zawartość była szczelnie zapakowana wiedziałam co się w nim znajduje,
-to Pemolina?
-nie inaczej, chcesz?
-nie powinnam..
-to Ci pomoże, dobrze o tym wiesz- powiedział chłopak i wyciągnął jedną tabletkę-no dalej- skierował rękę w stronę moich ust a ja wyciągnęłam język na którym chwilę później znalazła się mała pigułka. Ash też wziął jedną, później dwie i trzy. Ja też nie miałam dość więc wzięłam od chłopaka pudełko i wysypałam kilka na rękę, parę tabletek wylądowało w mojej buzi, resztę włożyłam delikatnie do ust chłopaka.

 Było miło. Przez chwilę. Poźniej coś się stało i wpadłam w histerię, zaczęłam szlochać i krzyczeć, na szczęście Ash był przy mnie, przytulił mnie i zaczął głaskać po głowie.
-wiem co Ci pomoże, dawno nie brałaś więc taka reakcja była do przewidzenia ale pomogę Ci rozładować złość- zobaczyłam jak odsuwa szufladę szafki znajdującej się koło łózka i wydobywa z niej mały nożyk.
Chłopak zdjął mi delikatnie dużą bluzę i objął moje ręce,
-już to robiłaś, i to całkiem niedawno- powiedział widząc rany jednak nie miałam siły odpowiadać, chciałam tylko leżeć i czuć że się mną zajmuje.
Zrobił nacięcie na nadgarstku, cicho jęknęłam ale miałam świadomość że to mi pomoże.
-ehh, mogłabyś wiele osiągnąć. Jesteś ładna, mądra i niezależna jednak wystarczy dać Ci kilka tabletek i zamieniasz się w dziecko z którym można zrobić wszystko, a szkoda.
Nie byłam świadoma ile ran zrobił chłopak na moich rękach i czy wciąż w ogóle mam ręce, leżałam wtulona w Niego i patrzyłam jak teraz zajmuje się swoimi "sprawami", on też to robił bo na rękach miał nie mniej ran niż ja.


Później usnęłam, nie wiem kiedy i ile spałam, pamiętam tylko ciepłe dłonie Asha i zapach krwi który unosił się po całym pokoju. Pamiętam że chłopak mnie ciągle czule przytulał a na dobranoc pocałował w czoło.
Chciałam pomyśleć dlaczego to robi i co z tego ma lub będzie miał, ale nie mogłam i chyba nawet nie chciałam...


*************


Jak każdego ranka szłam do Daniell znów mijałam korytarz pełen ludzi, byłam już tu tydzień a nadal znałam tylko 3 osoby, nadal nie rozmawiałam z Violet ale na szczęście nie często ją widuję, dużo czasu spędzałam z Rose lubiłam siedzieć z nią nad jeziorem i po prostu milczeć, co prawda czasami rozmawiałam też z Dylanem chłopak jest naprawdę miły.


- Dzień dobry usiądź proszę – powitała mnie uśmiechem Daniell.

- Dzień dobry – odpowiedziałam cicho i zajęłam miejsce, które wskazała mi kobieta.

- Jak wiesz nie możesz się na razie widywać z rodzicami ani nikim innym . . .

- Wiem, ale nie mam pojęcia dlaczego mi to pani mówi – przerwałam jej, to nie robiło na mnie żadnego wrażenia ponieważ nie miałam ochoty widzieć się z rodzicami a nie wyobrażam sobie aby ktokolwiek inny zechciał mnie tu odwiedzić.

- Pozwól mi skończyć – kobieta ciepło się uśmiechnęła – a więc codziennie do ośrodka dzwoni kobieta Ivy  Cumber,  nalega na spotkanie z tobą, to twoja kuzynka prawda ?– na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech moja Ivy, jedyna osoba w całej mojej rodzinie z którą mogłam porozmawiać, bardzo za nią tęskniłam ponieważ od dłuższego czasu nasz kontakt osłabł.

-Tak to moja kuzynka, będę mogła ją zobaczyć ? – patrzyłam na nią błagalnym wzrokiem.

- Musimy się nad tym zastanowić, ale wydaje mi się że bardzo byś tego chciała prawda ?

- Tak.

- W takim razie uciekaj jeść, widzimy się jutro, postaram się cos załatwić w sprawie Ivy.

-Dziękuje – Opuściłam pomieszczenie i nie zwracając uwagi na ludzi skierowałam się w stronę stołówki.

Zajęłam miejsce które było wolne, i tak siedziałam przez pewien czas byłam bardzo szczęśliwa, od dawna się tak nie czułam.

- Dzień dobry – usłyszałam znany mi głos gdy się odwróciłam ujrzałam Dylana, w rękach trzymał dwa talerze, usiadł Kołomnie po czym  jeden posuną  w moją stronę.

- Cześć -popatrzyłam się na chłopaka po czym           spojrzałam na talerz.

- Smacznego – z twarzy chłopaka nie schodził uśmiech.

- Dziękuje, ale nie chcę . . . nie mogę . . . nie będę jadła.

- Właśnie, że możesz i chcesz ale się boisz. . .  Proszę chociaż spróbuj . . . . . .  . . . Proszę – powtórzył cicho.


Wiedziałam że ten posiłek pomoże mi pozwoli mi wrócić do równowagi, pomimo lęku, pomimo przerażenia wzięłam pierwszy kęs,  czułam, że mija wieczność, następnie znów wzięłam kolejny. Pomieszczenie całkowicie opustoszało ale w końcu mi się udało zjadłam, podniosłam wzrok i ujrzałam Dylana nawet nie wiedziałam, że jest on cały czas przy mnie.

- Możemy iść ?

- Pewnie że tak – chłopak wziął moją rękę i skierowaliśmy się w stronę drzwi.

Po chwili siedzieliśmy już w parku
korzystając z uroków pogody nagle poczułam, że ciężka ręka Dylana próbuje objąć moje ramiona, szło mu to niezdarnie wiec pod wpływem chwili oparłam się o tors chłopaka.

                      *


Nagle poczułam chłód który przeszył moje ciało.

- Zimno Ci  może już wrócimy do środka ?  

- Bardzo chętnie – Dylan wstał po czym podał mi rękę i pomógł mi się podnieść. Szliśmy blisko siebie chłopak obejmował mnie, czułam się przy nim dobrze, bardzo go polubiłam.

Pożegnałam się z nim i wróciłam do pokoju, dzisiejszy dzień zleciał mi bardzo szybko, z  racji tego, że byłam bardzo zmęczona położyłam się i od razu zasnęłam.


wtorek, 19 lutego 2013

4. Rozdział Czwarty V&D.

Szłam przez pusty korytarz, było jeszcze wcześnie rano, sama nie wiedziałam która godzina. Nie spałam całą noc siedząc w łazience, gapiąc się na pełnię księżyca i rozmyślając o wolności- między innymi to był powód dla którego zmierzałam teraz w kierunku recepcji. Nałożyłam na siebie bluzę z długim rękawem aby nikt nie zauważył ran. Stanęłam przed młodą kobietą,
-kiedy będę mogła wyjść? Josh może więc ja też powinnam- podniosłam lekko głos,
-nie martw się, jak będzie taka okazja to zostaniesz o tym poinformowana- Megan jak zawsze mnie zbyła.
Zdenerwowałam się, ale po nieprzespanej nocy nie miałam siły ani ochoty na kłótnię. Nawet nie chciałam wychodzić. Nie miałam po co, ale czułam straszny głód narkotykowy, musiałam coś wziąć bo inaczej nie będę w stanie normalnie funkcjonować. Oczywiście miałam tabletki, ale one mi już nie wystarczały, potrzebowałam czegoś mocniejszego.
Aby skierować myśli na inny tor usiadłam na ławce na przeciwko recepcji i wyciągnęłam książkę która zaczęłam wczoraj czytać.
Opowiadała o nieszczęśliwej rozwódce, mieszkającej z córką. Kobiety były bardzo biedne, jednak pewnego dnia jedna wygrała na loterii a ich życie obróciło się o 180 stopni.
-o, może Violet oprowadzi kolegę, ja w tym czasie chciałabym porozmawiać z panem na osobności- usłyszałam moje imię i zorientowałam się że cały czas obok recepcji stały trzy osoby. Megan, starszy pan i chłopak- mniej więcej w moim wieku, może starszy. Mężczyzna był zgarbiony i niski, jego głowę zdobiło kilka siwych włosów, takie samego koloru były wąsy zasłaniające usta. Oczy opiekuna wszystko bacznie obserwowały przez duże okulary.
Obok Niego stał chłopiec, był w moim wieku, może starsze. Jego mięśnie opinała białą koszulka kontrastująca z ciemnymi jeansami. Miał ciemne włosy i piękne oczy, które były tak ciemne że nie dało się odróżnić źrenicy od tęczówki, nawet stojąc kilka centymetrów od twarzy chłopaka. "Wygląda jak bad boy" pomyślałam i uśmiechnęłam się lekko pod nosem. W tym momencie popatrzyłam na dwie pozostałe osoby, cała trójka cały czas mnie obserwowała. Wstałam i rzuciłam ciche "chodź",



-gdzie idziemy?

-nie wiem, pokaże Ci co gdzie i sobie pójdę a ty rób na co masz ochotę, chociaż tutaj to chyba nie możliwe,
-no właśnie, długo tu jesteś?
-wystarczająco. Dlaczego Cię tu przywiózł?- musiałam zadać to pytanie, nie obchodziło mnie to w prawdzie, ale chłopak miał coś w sobie i to sprawiało że miałam ochotę czegoś się o Nim dowiedzieć,
-przestał sobie ze mną radzić, po prostu. A ty?- tego pytania się bałam, nie lubiłam opowiadać dlaczego jestem w psychiatryku,
-nie ważne, nie lubię o tym gadać, zwłaszcza komuś komu nie ufam,
-rozumiem, ja też boję się zaufać ludziom, nie powinnaś się bać ..
-aha- powiedziałam a w myślach zastanawiam się dlaczego każdy próbuje mi wytykać błędy i mówi co mam robić,
-nie obchodzi Cię co mam do powiedzenia?
-nie dbam o to,
-kto Cię zranił?
W tym momencie usiedliśmy na korytarzy, chłopak siedział pół metra ode mnie więc nie widział moich zaszklonych oczu. Przypomniał mi Josha, to on mnie tak naprawdę zranił, nikt inny,
Chciałam jeszcze raz przyjrzeć się chłopakowi, siedział zamyślony nie zwracając na mnie uwagi, pomyślałam że nie jest zbyt przystojny, jednak ma coś w sobie. Coś co sprawia że można go kochać, można mu ufać.



*************


Zostałam obudzona przez pracownice szpitala, byłam tu dopiero trzeci dzień więc nie zdążyłam poznać personelu. Kobieta miała na imię Bridget, poinformowała mnie, że mam godzinę czasu  aby przygotować się na wizytę z psychologiem. Nie tracąc czasu ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic po czym wróciłam do pokoju.  Znów zatraciłam się w pięknym widoku, ogród wyglądał magicznie. W oddali zauważyłam parę osób które przechadzały się po alejach, trochę mnie to zadziwiło bo była dopiero dziewiąta.
- Jesteś już gotowa ?– usłyszałam glos Bridget, wydawała się naprawdę miła.

- Prawie– odpowiedziałam cicho, nałożyłam bluzę po czym ostrożnie rękawem zakryłam wszystkie blizny – już możemy iść – posłałam kobiecie uśmiech. Bardzo bałam się rozmowy z psychologiem, wiem że będę musiała odpowiadać na jego pytania dotyczące samookaleczenia i dwuletnim głodzeniu się. . .  najgorsze jest to, że nie znam na nie odpowiedzi.
Szłyśmy dłuższą chwilę, Bridget jest naprawdę ciepłą osobą.
- To tutaj – kobieta wskazała na drzwi – Powodzenia – posłała mi ciepły uśmiech i zaczekała aż wejdę do środka.
-Dzień dobry Destiny – zobaczyłam młodą kobiete. Powitała mnie ciepłym uśmiechem.
- Dzień dobry – odwróciłam się aby zamknąć drzwi – Dziękuję – powiedziałam do Bridget, która jeszcze była na korytarzu.
- Więc najpierw się przedstawię jestem Danielle  i od dzisiaj będziemy się spotykać codziennie. Mam nadzieję że nasze spotkania pozwolą nam rozwiązać wszystkie twoje problemy.
- Teraz sobie usiądź – tak też zrobiłam zajęłam miejsce naprzeciwko kobiety – Czy jest coś o czymś chciała byś porozmawiać ? – czułam na sobie wzrok Danielle, nie zapytała się wprost o cięcie się i problemy z jedzeniem ale czułam, że o to właśnie jej chodzi.
- Nie, nie chcę o niczym rozmawiać – spuściłam głowę.
- Dobrze, nie musisz nic mówić, wiem że dla ciebie to trudna sytuacja. Nowe miejsce, nowi ludzie ale uwierz mi za parę dni się tutaj miarę  zaklimatyzujesz.
- Mam taką nadzieję.
Siedziałyśmy w ciszy godzinę, nie spodziewałam się tego, myślałam że będą mi zadawać dużo pytań . .
- Na dzisiaj to tyle, widzimy się jutro o 11.
- Dobrze – skierowałam się w stronę drzwi – Dziękuje – posłałam kobiecie uśmiech a ona go odwzajemniła.
Nie wiedziałam gdzie mogłabym pójść. Nie znałam dobrze tego budynku nie miałam pojęcia co można tu robić nie chciałam marnować całych dni w pokoju. Postanowiłam pójść do ogrodu, bardzo mi się podobał więc czemu nie. Byłam już koło drzwi wejściowych gdy nagle wpadła na mnie jakaś dziewczyna.
- Przepraszam Cię – powiedziała bondynka.
-Nic się nie stało.
- Ty jesteś ta nowa prawda ? Ja jestem Rose  - dziewczyna ciągle się uśmiechała.
- Tak . .  jestem Destiny.
- Miło mi Cię poznać, idziesz do ogrodu ?
- Mam taki zamiar.
- Mogę iść z tobą ? – uśmiech nie schodził z twarzy dziewczyny.
- Naprawdę chcesz ze mną iść ? – byłam trochę zdziwiona propozycją Rose.
- Pewnie, że tak! Będziemy mogły się bliżej poznać.

Wyszłyśmy na zewnątrz, pogoda była naprawdę ładna. Spacerowałyśmy dłuższą chwilę dopóki nie doszłyśmy nad jezioro, wyglądało naprawdę ślicznie już dawno nie widziałam tak pięknego miejsca.
- Może usiądziemy ?  - zaproponował Rose.
-  To dobry pomysł - Siedziałyśmy trzy godziny rozmawiając, ze sobą i oglądając całe piękno i spokój które nas otaczało. 
                                        *                                         

Wróciłyśmy do środka, dziewczyna zaproponowała mi ze mnie trochę oprowadzi. Cieszyłam się ponieważ teraz będę wiedziała gdzie jest dane pomieszczenie.Widziałam bibliotekę i parę innych ciekawych miejsc, na koniec skierowałyśmy się w stronę stołówki ponieważ teraz była pora obiadowa. Rose pożegnała się ze mną i udała się do grupki dziewcząt. Skierowałam się po jedzenie a potem w stronę stolika który był pusty. Dłuższą  chwilę patrzyłam się w zawartość talerza.
Wróciłam do pokoju i zauważyłam Violet która siedziała na swoim łóżku.
- Co się dzieje – nie wiem czemu zadałam jej to pytanie. Ona nawet mnie nie lubi. Dziewczyna nie odpowiedziała. Mam z nią mieszkać więc postanowiłam jakoś z nią porozmawiać. Podeszłam bliżej niej i usiadłam na rogu jej łóżka, z tej odległości doskonale widziałam świeże rany dziewczyny – Co się stało ? – Popatrzyłam Violet prosto w oczy.
- Nie udawaj, to wszystko twoja wina ! – powiedziała podniesionym tonem.
- Jak to moja ? Nawet nie zamieniłam z tobą zdania . . . . . 
- Nie musiałaś. . .  Jesteś tu dopiero trzeci dzień, a już drugiego przespałaś się z chłopakiem którego ledwo znasz - Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam, skąd ona wzięła w ogóle taki pomysł. 
- Ale ja. . .
- Nie kłam widziałam was, jesteś zwykłą mała dziwką – po tych słowach dziewczyna opuściła pomieszczenie,  mimowolnie osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać. Nie wiem czemu nazywa mnie dziwką i co ja takiego zrobiłam. 


czwartek, 14 lutego 2013

3. Rozdział Trzeci V.&D.


Nie wierzyłam że będę z kimś mieszkać, po prostu nie mogłam! Po co mi jakieś dziecko którym będę musiała się zajmować?- zła na cały świat biegłam przez ogród, jedyne miejsce w ośrodku dla którego warto było gnić w EastWide, było tu jezioro, w którym w lecie było pełno na pozór wesołej młodzieży, teraz jednak było zimno, i coraz ciemniej więc park zaczął pustoszeć. Weszłam niewielką polanę ozdobioną pojedyńczymi drzewami i przykucnęłam opierając się o jedno z nich.
Dlaczego to akurat ze mną musi mieszkać? Mimo że odpowiedz na to pytanie była oczywista, wciąż je sobie zadawałam. Dziewczyna miała na imię Destiny, całkiem ładnie. Może nawet mogłabym się z nią zaprzyjaźnić? Wydaje się całkiem miłą osobą, może nawet mogłabym się z nią zaprzyjaźnić. 
Ale to tylko człowiek a ludzie ranią i uciekają. Właśnie uświadomiłam sobie jak tęsknię za Joshem, zaufałam mu mimo że na początku byłam przekonana że mnie zrani, zostawi jak Net. Później to minęło, udowodnił swoim zachowaniem że jest wart zaufania i mnie zostawił.
Łzy które płynęły po moich policzkach zamieniły się w histeryczny płacz, drżałam z zimna, jednak nie chciałam wracać, w końcu jednak chłód ze mną wygrał i zrezygnowana poszłam do ośrodka.





***************


Szłam korytarzem, minęłam parę osób które uważnie się mi przyglądały, nagle poczułam że ktoś łapie mnie za rękę, na co zareagowałam błyskawicznie.
Natychmiast wyrwałam ręke z uścisku kobiety :
- Spokojnie, ty jesteś Destiny ? – powiedziała łagodnie starsza kobieta.

- Tak, o co chodzi? - byłam trochę przestraszona ponieważ nie lubiałam gdy ktoś mnie dotykał.


- Musisz iść ze mną – wykonałam polecenie, i ruszyłam za Margaret chyba tak miała na imię, przynajmniej tak pisało na jej fartuchu. Po chwili doszłyśmy jak się domyśliłam do stołówki. Było tam pełno osób. – Usiądź gdzieś, ja zaraz do ciebie dołączę - w oddali dostrzegłam pusty stolik więc powoli ruszyłam w jego stronę. Dłuższą chwilę czekałam na Margaret, która w końcu do mnie przyszła i położyła przede mną talerz pełen jedzenia, na sam widok było mi niedobrze.


- Muszę iść, ale gdy wrócę to musi być zjedzone – kobieta posłała mi lekki uśmiech i powoli się oddaliła.


Przez cały czas czułam na sobie wzrok innych ludzi. Nie znoszę tego uczucia, po prostu nie lubię być w centrum uwagi a tak się teraz czułam. Nic nie zjadłam, cały czas przyglądałam się ludziom którzy opuszczali pomieszczenie a na ich miejsce przychodzili kolejni. Po chwili do stolika przy, którym siedziałam dołączył wysoki brunet.

- Cześć, jesteś nowa prawda ?


- Ymmm tak



- Jestem Dylan – chłopak lekko się uśmiechną.


- Destiny – cicho mu odpowiedziałam.


- Ładnie. Spuściłam głowę i dalej wpatrywałam się w talerz. – Dlaczego to robisz? – Nie wiedziałam co chłopak ma na myśli, podniosłam wzrok i popatrzyłam się na niego - Czemu sie głodzisz ?



-A skąd to wiesz?

- To akurat proste, od godziny tutaj siedzisz i wpatrujesz się w talerz, więc?


- Nie wiem o co Ci chodzi - nie będe przecież chłopakowi, którego znam niecałe pięć minut opowiadać mojej histori.


- Skoro nie chcesz, nie musisz mi mówić – twarz chłopaka posmutniała.


- Ymmmm to nie tak, że nie chcę . . . po prostu nie umiem na nie odpowiedzieć, najchętniej bym już stąd poszła.


- Więc na co czekasz, chodź.


- Nie mogę, Margaret chyba tak się nazywa mówiła, że tu wróci – w tej chwili Dylan wstał.


- Jeszcze nic nie wiesz o tym miejscu. Zawsze tak mówi . . . na końcu i tak nie sprawdza czy zjadłaś czy nie, chodź nie będziesz przecież siedzieć tutaj cały dzień.


. . . . . . . . .


- Skąd wiedziałeś, że to mój pokój?

- Wszyscy dobrze wiedzieli, że gdy pojawi się nowa osoba będzie mieszkać razem z Violet.
- To pewnie dlatego nie wygląda na zadowolona .
- Nie, ona po prostu taka jest - na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

Weszliśmy do pokoju, Violet w nim nie było ale nie zastanawiałam się gdzie może być . . .


- Co robimy ?  -
zapytał się chłopak , nie odpowiedziałam mu, jedyne na co miałam teraz ochotę to położyć się spać. Popatrzyłam na Dylana a on bez słowa udał się pod duże okno i zaczą się w nie wpatrywać. Usiadłam na łóżku czułam ogromne zmęczenie, mój organizm był już zmęczony, nie dziwiłam się temu że jedyną rzeczą na jaką mam ochote to sen, mogła bym przeleżeć w łóżku  cały dzień. Dylan nadal był przy oknie, nie zwracał na nic uwagi więc położyłam się i po chwili usnełam.


***************

Poszłam do biblioteki, chciałam poczytać- jak zawsze kiedy byłam zła. To miejsce było kolejnym plusem ośrodka. Pomieszczenie nie było duże, ale panowała w nim niesamowita atmosfera, wyglądało jak jakiś stary opuszczony strych. Książki nie mieściły się na kupkach więc były poustawiane na ziemi, każdy mógł przyjść, usiąść w kącie i poczytać, jednak mała liczba osób była zainteresowana czytaniem książek. 
Dla mnie było to oderwanie od wszystkiego, życia, problemów, narkotyków.

 Wzięłam pierwsza lepsza książkę i zaczęłam czytać, była bardzo ciekawa więc straciłam rachubę i nagle zorientowałam się że jest po pierwszej w nocy, udałam się cicho do swojego pokoju i włączyłam światło, nie obchodziło mnie czy obudzę Nową, miałam ją w dupie tak jak każdego z tego ośrodka, nagle zorientowałam się że dziewczyna nie śpi sama, w jej łóżku był Dylan. Na początku nie wiedziałam co mam robić. W końcu zgasiłam światło i wyszłam z pokoju...



Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam, jak ona mogła pierwszego dnia się z nim przespać? Pewnie nabrała się na to że Dylan jest opiekuńczy, czuły i słodki. Jak ja.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ale miałam już wszystkiego dość, odkąd znikł Josh i pojawiła się Dest. nikogo już nie obchodzę, przez moją myśl przeszło pytanie, czy nie jestem czasem zazdrosna o Dylana? Jednak szybko przestałam o tym myśleć i usiadłam na ziemi w damskiej ubikacji i cicho szlochałam, była noc więc nie musiałam martwić się że ktoś mnie zobaczy, nagle moją uwagę przyciągnął księżyc odbijający się w kawałku szkła. Nie zastanawiało mnie co szkło robiło na podłodze w psychiatryku pełnym ludzi którzy chcą popełnić samobójstwo, po prostu je wzięłam i delikatnie zaczęłam jeździć po ręce. Coraz mocniej przyciskałam ostry przedmiot do ręki, bałam się ale zadawanie sobie bólu sprawiło mi przyjemność, sprawiło że mogłam odreagować. Zamyśliłam się a na mojej ręce pojawiło się głębokie nacięcie. Cicho zaklnęłam. Wszędzie była krew, jednak szkło znowu powędrowało po mojej ręce. Chwila i kolejna rana, tym razem mniejsza. Zrobiłam jeszcze kilka i usiadłam na parapecie, nagle księżyc oświetlił moje nogi, były całe poplamione krwią jednak podobał mi się taki widok





 Zaczęłam rozsmarowywać na ręce krew z ran. Nie obrzydzało mnie to, a sprawiało przyjemność. Cięłam się wcześniej, ale to było bardzo dawno i zapomniałam jaki to daje upust emocjom, i mimo noszenia długich rękawów, postanowiłam częściej odreagowywać właśnie w taki sposób. 







niedziela, 10 lutego 2013

2. Rozdział Drugi V.&D.


Obudziłam się, o dziwo wyspana. Jednak kiedy uświadomiłam sobie że muszę odbyć karę z niechęcią zwlokłam się z łóżka, Josh nie przyszedł do mnie rano, to dziwne. Zawsze przychodził.



Wyszłam na korytarz i zapaliłam papierosa, powoli udałam się do pokoju chłopaka. 
Weszłam, i zauważyłam Ash'a opartego o ścianę, nie wiedziałam że dzieli pokój z Josh'em,
-gdzie on jest?
-Josh?
-no raczej,
-dostał rano przepustkę, jak wciągu miesiąca nie nawali to już tu nie wróci- powiedział chłopak w ja poczułam się jakby ktoś wbił mi nóż w serce, jak to nie wróci? Przecież mówił że mnie nie zostawi. 
Chciałam przytulić się do Ash'a wziąć coś i umrzeć, nie było Go. Już nie miałam dla kogo żyć.
Odwróciłam się i chciałam wyjść jednak zatrzymał mnie głos bruneta,
-aaa, kazał przekazać że przeprasza ale z Tobą nie mógłby ułożyć sobie życia, szuka kogoś z przyszłością.
Po tych słowach całkowicie się załamałam, pobiegłam do łazienki i przemyłam oczy wodą aby nikt nie mógł zobaczyć że płaczę- makijaż całkowicie się rozmazał ale często właśnie taki make- up zdobił moją twarz, to moja cecha rozpoznawcza.
Z grymasem na twarzy poszłam sprzątać pokoje, po kilkunastu miałam dość, jednak gdyby nie praca siedziałabym w pokoju myśląc o Nim,
po czterech godzinach pracy zostało mi trzy pokoje, była pora obiadu więc spokojnie mogłam skończyć pracę. Weszłam do ostatniego pokoju i zaczęłam zmieniać pościel, nagle zorientowałam się że nie jestem w nim sama, w głębi pokoju siedział Dylan, patrząc na mnie i uśmiechając się pod nosem,
-o co Ci chodzi?
-trochę żałosne, nie potrafisz się opanować, przez to tak cierpisz,
-potrafię,
-to dlaczego rzuciłaś się wczoraj na Małą Meg?
-oj wybacz jeżeli pobiłam jedną z Twoich dziwek, na pewno znajdzie się ktoś kto Ci zrobi dobrze. Poza tym możesz poćwiczyć przed ramię. To Ci dobrze zrobi- rzuciłam i wyszłam nie czekając na odpowiedź, kiedyś przepadaliśmy za sobą, prawie straciłam dziewictwo z Dylanem, później stał się taki..taki że nawet nie mam słów by to opisać.
Zmęczona wróciłam do pokoju, nie sądziłam że ta praca mnie tak wykończy. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, jednak po chwili usłyszałam ciche pukanie.. .

************

Całą noc nie spałam, nie wiedziałam jak to będzie. Wyszłam ze szpitala i miałam trafić do kolejnego? Tak naprawdę, teraz nie miałam nikogo, Charlie i moja przyjaciółka zostawili mnie w najgorszym momencie mojego życia, mój ojciec nawet nie zadzwonił, a moja matka skorzystała z najlepszego dla niej rozwiązania czyli pozbycia sie mnie. - Kochanie jesteś już gotowa? – usłyszałam przesłodzony głos mojej mamy. - Prawie – odpowiedziałam cicho po czym usłyszałam jak drzwi się zamykają. Gdy wzięłam potrzebne rzeczy, zeszłam na dół. - Idziemy ? - Tak – gdy wyszliśmy z domu odwróciłam się i przyglądałam się mu uważnie, nie wiem kiedy tu wrócę …. Jeśli w ogóle to się stanie. Od dłuższej chwili stoję przed dużym białym budynkiem. Na tablicy przed bramą wjazdową widnieje tablica ‘’ EastWide ‘’. - Musimy już iść ! – niepewnie zrobiłam pierwszy krok, wiedziałam że gdy tylko wejdę do środka, prędko stąd nie wyjdę. Po chwili moim oczom ukazał się spory korytarz, mama udała się do recepcji a ja zostałam sama. Dużo dziwnych osób mnie mijało, większość mi się przyglądał, niektórzy mnie przerażali. Nie wyobrażam sobie życia w tym miejscu. - Musimy się udać do dyrektora placówki, nie stój tak Destiny! - Już idę. - Dzień dobry jestem Mark. - Dzień dobry jestem Maria Cumber a to moja córka Destiny. - Ach tak, czekałem na was, więc muszę panią poinformować, że będzie mogła pani widywać córkę tylko jeżeli jej psycholog wyrazi na to zgodę. -Rozumiem – odpowiedziała ze spokojem. - Destiny, będziesz mieszkać z Violet to naprawdę spokojna i cicha osoba. Mam nadzieję, że się polubicie – starszy mężczyzna lekko się uśmiechną, co prawda ja też myślę, że uda mi się dogadać z tą dziewczyną. -A teraz zaprowadzę Cię to twojego nowego pokoju. – Szliśmy dłuższą chwilę, mój pokój był na samej górze dyrektor placówki otworzył drzwi i gestem zaprosił mnie do środka. - Violet przywitaj się, to jest Destiny twoja nowa współlokatorka – powiedział surowym tonem. Brunetka podniosła głowę, nie wyglądała na zadowoloną: 
- Cześć – powiedziała cicho i znów spuściła wzrok. - W takim razie zostawię was same, bardo bym prosił aby pożegnała się pani z córką. Myślę, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku – mężczyzna lekko się uśmiechał, po czym pożegnał się z moja matką. - Na mnie już chyba pora, do zobaczenia kochanie – mama przybliżyła się do mnie i chciała mnie przytulić ale dosyć sprawnie udało mi się ją odsunąć – no nic – powiedziała smutny głosem – To dla twego dobra Pamiętaj ! – po tych słowach zobaczyłam jak drzwi się zamykają, miałam ochotę płakać i krzyczeć ale wiedziałam, że to by pogorszyło moja sytuację. Nie wiedząc co mogła bym tu robić usiadłam na łóżku i patrzyłam się na białe ściany. Przeraża mnie myśl, że mam tu spędzić swoje najbliższe tygodnie a może i nawet miesiące .. . . Najgorsze jest to że ta dziewczyna nie wygląda na taką która chętnie chciałaby się poznać. Moje myślenie przerwał dźwięk zamykanych drzwi, to V. gdzieś wyszła. W końcu będę mogła pobyć chwilę sama, podeszłam do dużego okna i
zaczęłam podziwiać piękny ogród, w którym było pełno osób. Nie wiedziałam ile czasu minęło, ale pewnie sporo ponieważ ogród opustoszał a na zewnątrz zaczęło się ściemniać. Nie miałam ochoty nic więcej robić więc położyłam się spać.

środa, 6 lutego 2013

1. Rozdział Pierwszy V.

Kolejny dzień spędzę sama. Mam tu kilku znajomych ale tylko z Joshem dogaduję się w miarę dobrze. Jest dla mnie jak brat, właściwie to on pomógł mi w pierwszych tygodniach mojego pobytu w EastWide, później spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, a teraz lubimy po prostu razem pomilczeć. 
Wszyscy często straszą mnie że przyjechał ktoś nowy, jeżeli by się tak stało miałabym współlokatora, nie wiem jak będę to znosić gdy faktycznie przyjedzie ktoś nowy...
Moje rozmyślania przerwał wchodzący do pokoju Josh, nic nie mówił. Tylko usiadł koło mnie i zapalił papierosa. Nie odzywaliśmy się do siebie, jednak nagle poczułam silną chęć przytulenia się do chłopaka. Położyłam się na jego torsie i słuchałam regularnego bicia serca przyjaciela.



-myślisz że kiedyś stąd wyjdziemy?

-myślę że tak.
-dlaczego?
- nie mogą nas tu trzymać wiecznie.
-a co jeżeli będą?
-jesteś głupia. Nawet jeżeli teraz mogłabyś stąd wyjść to co byś ze sobą zrobiła?
-nie wiem- powiedziałam i zamknęłam oczy, aby chłopak nie mógł zobaczyć napływających do nich łez.
-jak już kiedyś stąd wyjdziemy to nigdy Cię nie zostawię, będę z Tobą na zawsze.
-nie będziesz- powiedziałam i poczułam że Josh powoli wypuszcza powietrze, zawsze tak robił gdy był smutny lub coś szło nie po jego myśli- ale to miłe.- dodałam.

Jak zawsze w południe cały ośrodek zapełniał stołówkę, każdy musiał zjeść swoją porcję i wyjść aby zrobić miejsce kolejnej grupie osób. Moje miejsce zawsze było wolne gdy przychodziłam, jednak dzisiaj tak nie było, czekałam aż jakaś głupia anorektyczka zje chociaż kawałek jabłka.

-możesz się ruszyć?- powiedziałam spokojnie, dziewczyna tylko na mnie popatrzyła i znowu skierowała swój wzrok na talerz. Zdenerwowałam się, ale postanowiłam jeszcze chwilę poczekać. Po kilku minutach miałam dość.
-skończysz to w końcu!!!??- krzyknęłam w oczy wszystkich zwróciły się na mnie,
-nie musisz mieć wszystkiego od razu-powiedziała cicho dziewczyna, a jej policzek spotkał się z moją pięścią, Meg spadła z krzesła a ja rzuciłam się na nią krzycząc i targając jej włosy. 
Sama nie wiedziałam co się ze mną stało, po prostu nie mogłam się opanować, przestałam dopiero gdy poczułam czyjeś silne ręce na moich ramionach, to Ash próbował odciągnąć mnie od leżącej na ziemi dziewczyny.
-Weź ją stąd i poczekajcie na Kathrine w pokoju dyrektora- usłyszałam głos jakiegoś opiekuna, jednak przez hałas panujący na stołówce nie mogłam rozpoznać do kogo on należy, jednak gdy dotarło do mnie że zabierają mnie do pokoju dyrektora ośrodka wiedziałam że będę mieć kłopoty.
 -możesz mnie już zostawić!- krzyknęłam na Asha, nie chciałam tego robić, ale musiałam na kimś rozładować złość, chłopak nie zareagował więc ponowiłam atak- Ash! Zostaw mnie! Rozumiesz? Dam radę sama dotrzeć na koniec korytarza! Wiem że jestem wariatką, ale nie jestem głupia- krzyczałam cały czas próbując wyrwać się chłopakowi, gdy weszliśmy do pustego pomieszczenia Ash wręcz rzucił mnie na duży fotel, i usiadł chowając głowę w dłoniach,



Usłyszałam że ktoś przekręca klamkę i poczułam dziwne uczucie w brzuchu, chyba się bałam. Bałam się tego co powiedział rano Josh, jeżeli mnie teraz wyrzucą nie będę miała się gdzie podziać, Ash wstał i powoli zaczął opuszczać pokój, gdy przyjrzałam się mu z bliska zauważyłam że jest bardzo przystojny. Pamiętam że gdy tu trafiłam bardzo mi się podobał ale nie zamieniłam z nim nawet słowa. Do dzisiaj.




-może ma panienka jakieś wytłumaczenie?- staruszek z lekką nadwagą usiadł na przeciwko mnie, zawsze był miły, nawet go lubiłam. Jednak dziś jego wyraz twarzy doprowadzał do depresji. 

-ja..nie wiem, nie powinnam była się tak zachować. 
-i tu się z panienką zgodzę. Jednakże jest to pierwszy taki incydent więc kara nie będzie duża, pod warunkiem że to się już nigdy nie powtórzy!
-nie.. nigdy. Obiecuję.
-dobrze, myślę że tygodniowe pomaganie w sprzątaniu pokoi będzie wystarczającą karą. Możesz wrócić do pokoju.
Wyszłam zła na cały świat, miałam ochotę się kłócić bo codziennie będę musiała sprzątać w ponad dwustu pokojach, jednak nie musiałam nic jeść więc mogłam spokojnie zaszyć się w pokoju i nie wychodzić z nadzieją że do jutra cały świat o mnie zapomni. Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać, nie wiedziałam co się ze mną dzieje.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Destiny



Z wyglądu zwykła dziewczyna, nie dająca poznać po siebie całego bólu który się w niej skrywa.

A wszystko zaczęło się dwa lata temu, chęć bycia idealną . .  to był początek końca. Przestawałam jeść potrafiłam wytrzymywać parę dni, wcale nie odczuwając głodu. Gdy w końcu uzyskałam swoje wymarzone efekty nie umiała zacząć normalnie funkcjonować. Nadal nie jadłam . . . Gdy coś zjadłam nie mogłam pozbyć się tego ohydnego uczucia więc zawsze biegałam do łazienki i zmuszałam się do wymiotów. Jadłam sporadycznie aby jakoś funkcjonować, po roku, najgorszym roku w moim życiu miałam już tego dosyć. Nie nienawidziłam siebie za to co sobie zrobiłam, nienawidziłam rodziców za to, że nawet nie zauważyli co się ze mną dzieje. Nic już się dla mnie nie liczyło, samotność która mnie otaczała przyczyniała się do samookaleczenia. Z dnia na dzień na moich rękach pojawiały się nowe rany, które były zadawane ze świadomością.

Pamiętam ten dzień bardzo dobrze był najgorszym jaki kiedy kol wiek miałam. Nie mogłam się porozumieć z moimi rodzicami w pewnej kwestii więc cała zapłakana ruszyłam w stronę łazienki, byłam bardzo zdenerwowana, nie pamiętam tylko chwili w której to zrobiłam.


Obudziłam się w szpitalu, okazało się że o mały włos się nie zabiłam, przy moim łóżku była matka, która chowała twarz w swoich dłoniach. 

- Jak mogłaś to zrobić, co sobie pomyślą wszyscy ? Nie myślałaś o nas o tym przez co będziemy przechodzić jeżeli by Ci się to udało ? – powiedziała moja matka przez łzy. To co powiedziała nie miało dla mnie żadnego sensu w mojej głowie słyszałam tylko ’’CO SOBIE POMYŚLĄ WSZYSCY’’

O mały włos się nie zabiłam a ona się zastanawia co pomyślą inni nie rozumiem tej kobiety.

W tej chwili podszedł do nas lekarz, który mówił że musi porozmawiać z moja matka na osobności.

- Mam do pani pytanie, czy kiedykolwiek zdarzało się, że córka nie jadała ? – Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć – Co ma znaczyć to pytanie ? – zapytałam lekko oburzona.

-  Pańska córka ma niedowagę i to dużą, ten etap zalicza się do anoreksji. Dlatego pytam czy ta dziewczyna jadła czy nie, musimy ustalić czy mamy do czynienia z anoreksją czy bulimią.

- Nie wiem co mam panu odpowiedzieć . . – Biłam się z myślami przecież nigdy się tym nie interesowałam jak była głodna to jadła jak nie to nie, jej sprawa.

- Przecież jest pani jej matką ! Chyba interesuje się pani tym czy je czy nie – powiedział lekarz podniesionym tonem i oburzeniem – w takim razie musimy porozmawiać z pańską córką. – Mężczyzna wszedł do pokoju w którym leżała Destiny.

                                                                              *



To była najgorsza rozmowa, ciągłe pytania od ilu nie jem, czy zmuszam się do wymiotów … W końcu to dobiegło końca lekarz opuścił pokój i udał się do swojego gabinetu, nie wiedziałam co teraz ze mną będzie, bardzo bałam się rozmowy z moją matką która w tej chwili weszła do pomieszczenia.

Po tygodniu spędzonym w szpitalu było dane wyjść mi do domu, nie mogłam się doczekać tego momentu kiedy znów będę mogła iść do szkoły, spotkać się z moim chłopakiem i najlepszą przyjaciółką. Było mi bardzo przykro, ponieważ oboje ani razu nie byli u mnie ale po zastanowieniu stwierdziłam, że pewnie się bali. Nie miałam im tego za złe.

Jak zawsze wstałam o  7 : 30 aby zdążyć przygotować się do szkoły. O godzinie 18 miałam wizytę u pani psycholog, trochę się bałam, ale pewnie nie będzie tak źle, idę tam z moją matką.

Byłam już pod budynkiem szkoły, w oddali zobaczyłam Charlie, chyba nigdy się tak nie cieszyłam na jego widok, gdy byłam już koło niego rzuciłam się mu na szyje :

- Nawet nie wiesz jak się stęskniłam – chciałam go pocałować, ale nagle poczułam, że mnie od siebie odpycha. – Co jest, Charlie ?

- Nie rozumiem Cię Des. Nie wiem jak mogłaś to zrobić . . .  to nie jest normalne, nie mogę być z taką  wariatką, to koniec ! – powiedział spokojnym głosem, po chwili podszedł do swoich przyjaciół i zostawił mnie samą. Czułam się okropnie, jedyna  osoba przy której czułam się szczęśliwa, właśnie odeszła. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, to miał być piękny dzień a już na samym początku jest beznadziejny.

Udałam się na ławkę przed szkołą, chciałam dojść do siebie. Po chwili dołączyła do mnie Helen, która usiadła koło mnie, nie chciałam być sama więc się do niej przytuliłam, niestety powtórzyła się sytuacja która miała miejsce chwilę temu. Dziewczyna odepchnęła mnie od siebie :

- Ty nie jesteś normalna ! Nie wiem jak mogłam się z tobą zadawać ! Jak można próbować się zabić ? Nie masz problemów a robisz jakieś akcje …. Nie rozumiem Cię i nienawidzę, Cześć ! – powiedziała prawie krzycząc w tej chwili zaczęłam płakać, nie miałam ochoty iść do szkoły więc wróciłam się do domu wiedziałam że rodziców w nim nie ma.


. . .. . . .. . ..



 Mama pojawiła się w domu o 17: 30  byłam gotowa bo wiedziałam, że byłaby zła gdyby musiała na mnie czekać. Ruszyłyśmy w stronę auta a potem pojechałyśmy do psychologa.

Ta wizyta była inna niż wszystkie, które miałam podczas pobytu w szpitalu.

- Wiemy, że jest teraz pani ciężko – dziwne było, że te słowa były kierowane do mojej matki. – Chcemy pani pomóc!

- W jaki sposób ?

- Klinika  Eastwide, dzwoniłam tam dzisiaj i zgodzili się przyjąć tam pańską córkę, oczywiście jeżeli pani się na to zgodzi.

- A czy ja mam coś do powiedzenie ? – zapytałam oburzona, już czułam, że do moich oczu napływają łzy.

- Nie przerywaj Destiny ! – powiedziała chłodno matka.

- Może się pani nad tym zastanowić, i dać nam odpowiedź w tygodniu, a jeżeli by nie odpowiadało wam takie rozwiązanie.

- Mi nie odpowiada ! – powiedziałam przez łzy.

- To będziemy miały codziennie terapię tutaj – dokończyła.

-  Nie, nie ja myślę, że ta klinika to doskonały pomysł. Nie możemy pozwolić na to aby Destiny znów próbowała coś sobie zrobić.

Mama podpisała wszystkie papierki i od jutra zaczynam nowe życie, w jakiejś klinice, co moim zdaniem jest tylko ładniejszą nazwą niż psychiatryk. Gdy byłyśmy już w domu  poszłam do pokoju.

- Kochanie wiesz, że to dla twojego dobra – zaczęła mama.

- Mojego czy twojego ?

- Nie mów tak ! – oburzyła się.

- Tak prawda. Przez dwa lata nie zauważyłaś, że nie jem, a teraz chcesz się pozbyć problemu i wysłać mnie do wariatkowa ?

- To nie tak . .. . . Tam będzie Ci lepiej, zmienisz środowisko.

- I tak już nic nie zmienię, zrobisz tak jak zawsze czyli tak jak to tobie będzie odpowiadało ! Nienawidzę Cię rozumiesz – to były najtrudniejsze słowa jakie kiedykolwiek wypowiedziałam, czułam jak łzy spływają po moich policzkach.

- Nie mów tak ! Pakój się, obiecuję Ci że kiedyś mi za to podziękujesz ! – powiedziała chłodno i opuściła pokój.

Zapłakana położyłam się na łóżku i zasnęłam, ile bym dała aby w takiej chwili był przy mnie Charlie który okazał się kompletnym idiotą.